Trochę odmiennie i nie na temat, niezgodnie z linią programową bloga :)...
Ci, którzy zdążyli odsapnąć po Wigilijnym obżarstwie, odparować sylwestrowe napoje wyskokowe stające się w nadmiarze napojami uziemiającymi :), oraz ci którzy będą chcieli, by ostygły im zelówki od karnawałowego szaleństwa zanim powrócą do męczenia wątroby i ścierania parkietów mogą ten czas spożytkować na lekturę inną niż uchwała grodowego budżetu lub piśmienne rozpływanie się nad widokiem z kamery na molo. Tak więc tym, którzy czasami złapią za książkę a przy tym lubią historię co wymogiem nie jest. Ponieważ historie przedstawione są w sposób dynamiczny, a niewielkie rozdziały z mnogością wydarzeń nadają jej charakter przygodowy nie pozwalając na nudę.
Kto po nią sięgnie zanurzy się w oceanie mało znanych ogółowi prawdziwych historii wojennych, politycznych, wywiadowczych lub pozna inne oblicze tych popularnych i znanych. Dowiedzieć się z niej można o zachowaniu polskich artystów w okresie II wojny światowej, o polskim projekcie żywych torped, o jedynej kobiecie lotniczce zabitej w Katyniu, o życiu w kanałach Warszawy będącym w rzeczywistości drastyczniejsze od pokazanego w filmie "Kanał", o polskim udziale w budowaniu amerykańskich rakiet i pojazdu księżycowego, o tatarach walczących po stornie polaków w ostatniej wojnie światowej pozbawiający niemieckich żołnierzy uszu czego ze wstydu nie pokazała niemiecka propaganda.
Książka wyjaśnia także sytuację z tego sławnego zdjęcia. Prawdopodobnie większość z nas z chęcią podkarmiłaby mózg tego "skazańca" ziarnem z ołowiu.
O agentach... którym James Bond mógłby prasować kalesony, a Rambo nosić menażę, o wojennych i powojennych losach polskich żołnierzy znanych formacji i (nie)wdzięczności U.K. Chociażby o tym jak polski sławny generał został barmanem. Opisane wydarzenia nie dotyczą jedynie historii Polski i nie traktują wyłącznie o wojnie i... nie zawsze byliśmy w narodowej przeszłości cacy o czym jest się najlepiej przekonać samemu , po prostu czytając. Oczywiście jak najdalej od maszyny do tortur pracującej ostatnio na końcowym odcinku ulicy Wiejskiej 2-4. Dziwi mnie jak Pribud mógł ludziom, prawie pod oknami postawić tak pierdzącą pompę, której hałas dociera za dworzec PKP. Chińczycy miłowali torturę dźwiękiem. I u nas ją chyba polubili. Podobna sytuacja była z pompami na ulicy Kaszubskiej.
Po więcej informacji o lekturze zajrzyj na stronę autora Zapiski z Granitowego Miasta. Znajdziesz tam kolejne pigułki historii nie zamieszczone w książce.
Po takim opisie nic tylko kupić i czytać. Dzięki za informację, ja na pewno skorzystam. I tylko jedna uwaga - na Wiejskiej działa PRIBUD, a nie Koszałka. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCo do działającej grupy na tym odcinku to rzeczywiście możesz mieć rację. Widocznie zmyliła mnie chwilowo występująca koszałkowa maszyna /one są takie podstępne/ :) Dzięki za uwagę, poprawię.
OdpowiedzUsuń